julia-fiedorczuk-fot-albert-zawada

Co piszczy w trawie, a właściwie w Psalmie VII J. Fiedorczuk

Fundamentem liryki religijnej są utwory bezpośrednio powiązane z obrzędami, przeznaczone do zbiorowego wykonywania[1]. Jednym z gatunków ściśle związanym z porządkiem religijnym w chrześcijaństwie jest psalm. W Starym Testamencie figuruje księga w całości poświęcona psalmom, które pisane były w natchnieniu i miały wyrażać oddanie czci Bogu. Biblijny zbiór można podzielić na  psalmy królewskie, prorockie, dydaktyczne, lamentacyjne i dziękczynne. Mimo że tematyka jest zbliżona, to zawsze występuje motyw wiodący, który pozwoli odbiorcy określić, do której z grup może należeć utwór. Może właśnie ta różnorodność w jednorodności sprawiła, że współcześni pisarze zainteresowali się poetyką psalmu i zaczęli tworzyć własne na modłę biblijną.

Psalmy przeznaczone są do wykonywania przy akompaniamencie instrumentów. Wynika z tego, że powinny odznaczać się pewną regularnością i rytmem, by ich wykonanie było łatwiejsze i lepiej brzmiało. Wiersz Julii Fiedorczuk Psalm VII jest wierszem wolnym. Pozbawiony regularności strof pozornie nie wpisuje się w założenia psalmu, jednak autorka w trafny sposób omija te wytyczne, sprawiając, że utwór mimo regularności, wciąż zachowuje cechy psalmu przeznaczonego do śpiewnego wykonania. Odpowiedni rytm nadają powtórzenia, które po dokładniejszym odczytaniu przypominają refreny, nadające tempo wiersza. Autorka jak mantrę powtarza „zobaczyłam” oraz „właśnie tu”, właśnie tutaj”, które wyznaczają kolejne etapy wiersza. Czytelnik zgrabnie przepływa od jednego powtórzenia do drugiego nie zdając sobie sprawy, że właśnie taka organizacja tekstu sprawia, że wiersz staje się melodyjny i rytmiczny. Na korzyść rytmiki psalmu działają także rymy, choć pozbawione regularności, wzmacniają poczucie melodyjności strof. Jednocześnie występowanie wyłącznie rymów żeńskich nasila dynamikę utworu nadając mu odpowiednie tempo.

Podmiotem lirycznym jest kobieta, która na początku wydaje się wyłącznie bacznym obserwatorem otaczającego ją świata. Uwaga z jaką go bada, uwydatniona jest poprzez szczegóły jakie dostrzega, takie jak szkielet jaszczurki, mrówki, promienie światła błyszczące maleństwa. W dalszym toku utworu osoba mówiąca zaczyna utożsamiać się z opisywaną naturą, wchodzić w jej świat. Nie robi tego jednak nachalnie, tak jak człowiek ma w zwyczaju wdzierać się w prywatność Matki Natury. Podmiot liryczny szuka w niej schronienia i wydaje się tak samo przestraszony i bezradny jak ryby bez imienia. Nie ma on stałego miejsca na Ziemi i wciąż poszukuje. Liczy że odnajdzie radość w obcowaniu z naturą, która była na długo przed nim, jednak nie wcześniej od języka, którym ją mówiono. Co to za język? Czytelnik może się jedynie domyślać, jednak w kontekście całego utworu i naśladownictwa psalmu, można pokusić się o przypuszczenie, że chodzi o język miłości, który dał początek wszystkiemu. Wszak Bóg powołał ludzi z miłości i do miłości.

Okazuje się jednak, że w naturze nie ma schronienia, a wręcz sama natura tego schronienia potrzebuje. Istotom żywym przyszło żyć w strachu w zatrutej wodzie, a słowa języka okazują się słone. Epitet ten możemy rozumieć dwojako. Przede wszystkim jako kontrast do słowa „słodki” będzie oznaczał tu przeciwieństwo chwil dobrych, miłych słodkich. Jednak „słony” może jednoznacznie kojarzyć się ze słonymi łzami, które będą oczywistym symbolem bólu i cierpienia. W takim kontekście można stwierdzić, że natura, wśród której chce się schronić podmiot liryczny, cierpi. Potwierdzenie takiej tezy interpretacyjnej znajdujemy w cytacie, umieszczonym w piątej zwrotce utworu: „niech ściga wróg duszę moją niech mnie dosięgnie i wdepcze w ziemię moje życie”. Jest to wers pochodzący z Psalmu VII Księgi Psalmów Starego Testamentu, noszący tytuł „Modlitwa prześladowanego”. W kontekście całego utworu cytat ten może sugerować, że natura jest tutaj prześladowanym, który prosi Boga (a może człowieka?) o łaskę. Podmiot liryczny zdaje się stawać po stornie uciśnionej, mówiąc, że właśnie w miejscu, w którym „wróg duszę [natury] dosięgnie i wdepcze w ziemię”, wybuduję swoją świątynie, poszuka schronienia. Czy ta świątynia będzie również schronieniem dla prześladowanej, czy dla sumienia podmiotu lirycznego, który ma świadomość, że sprawcą prześladowania jest człowiek?

Psalm VII garściami czerpie z biblijnego dorobku psalmów, ale także jest niezwykle celnym komentarzem do obecnej sytuacji na świecie. Traktując go jako opis współczesnej kondycji klimatu i natury możemy zakwalifikować utwór Julii Fiedorczuk do nurtu ekopoezji, która porusza tematykę relacji zachodzących na płaszczyźnie natura-człowiek. Sama autorka w komentarzu do swojego wiersza opublikowanego na kartach „Przekroju” mówi: „Nie są to wiersze religijne, ale próbują odnaleźć świętość w tym, co zmienne i nietrwałe, w ludzkim i nie ludzkim ciele, w oddechu, we współpowstawaniu i wzajemnym przenikaniu się wszelkich zjawisk. Są też w jakimś sensie komentarzami do aktualnej sytuacji ekologicznej i politycznej”[2].

[1] Zarys teorii literatury, pod red. Stefani Oldakowskiej, Warszawa, Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne, 1975, s. 310.

[2] Julia Fiedorczuk, Psalm 7, https://przekroj.pl/kultura/psalm-7-julia-fiedorczuk (dostęp 06.07.2020).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *